27 października 2014

Kiedy ludzie są tego samego zdania co ja, mam zawsze wrażenie, że się pomyliłam





FRANCESCA
PASQUA





Młoda panna Pasqua ma szesnaście lat i jest uważana w Hogwarcie za największe magiczne objawienie... no, głównie przez nią samą, ale to jedynie mały szczegół, którym nie warto zawracać sobie głowy. 
Większość kojarzy ją jako "tę pyskatą włoszkę", a ona jakoś nie ma ochoty dementować tych plotek i tłumaczyć, że urodziła się trzeciego czerwca w Londynie. Jak można się spodziewać, jej ojciec jest Włochem i wystarczyło jego nazwisko, by zmylić ludzi dookoła... Och, jakie te drobne szczegóły jednak dużo zmieniają! Wracając do tematu rodziców, ich pochodzenia... nie wiadomo o nich zupełnie nic oprócz tego, że ich imiona to Alessandra i Federico. Cóż, Francesca uwielbia ten obłok tajemnicy, który ciągnie się za nią zupełnie jak kilka młodszych dziewcząt z domu Gryffindoru, do którego dumnie należy. 
Jest jeszcze temat jej brata, dziewiętnastoletniego Fabio, który bardzo wszystkich interesuje, ale sama Fran nie mówi zbyt wiele. Po prostu to, że nagle zniknął "Jest sprawą jej rodziny, a nie Hogwartu". 
Co do wymówek! Och, nie ma chyba bardziej pomysłowej i sprytnej dziewczyny od niej! Kiedyś swoją wybujałą wyobraźnię uważała za przekleństwo. Dopiero  po pewnym czasie okazało się, że jest zupełnie odwrotnie. Oprócz tego, że ma argument na wszystko, zawsze się śmieje. To jedna z niewielu rzeczy, które są w niej czysto pozytywne. Uśmiech przyklejony ma do ust niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale głównie jest to "uśmiech numer pięć", czyli nic innego jak nieświadomy, trochę wyuczony skurcz mięśni. Raczej wszyscy się do tej części jej osobowości przyzwyczaili, ale niektórzy nadal po cichu spekulują kiedy trafi do wariatkowa, albo świętego Munga, bo "po prostu jest szalona i tyle". 


A ja myślę, że całe zło tego świata bierze się z myślenia. Zwłaszcza w wykonaniu ludzi całkiem ku temu nie mających predyspozycji
 - Andrzej Sapkowski



Jak sama twierdzi "nie jest geniuszem, ale oleju w głowie wystarczy jej na tak długo, jak będzie oddychać". 
Z jednej strony jest okropnie dziewczęca, zawsze w perfekcyjnej fryzurze, mimo zwykłego kucyka, z drugiej lubi grać lekką chłopczycę, co tylko dodaje jej wdzięku. Paradoks to jej drugie imię. 
Zazwyczaj zobaczysz ją śmigającą korytarzem na prymitywnej desce z przyczepionymi metalowymi kółkami. Ten cud techniki mugolskiej zwany deskorolką pozwala jedynie na jazdę w linii prostej, a każda próba skrętu kończy się efektownym i bolesnym upadkiem. To jednak opanowała do perfekcji i ma gdzieś, kiedy ktoś przewraca oczami na jej widok. Oczywiście później tego żałuje, kiedy zostaje niemalże zmieszany przez nią z łajnem. Cóż, Fran nie jest łatwym człowiekiem. 




Kochając kogoś dajesz mu władzę, by cię unicestwił. To bardzo prosta zależność, której jakoś nikt nie spieszy się uznać - Glen Duncan


Panna Pasqua nie jest zbytnio kochliwa. W zasadzie nigdy nie czuła się zakochana i nie wie, co znaczy poświęcić wszystko dla drugiej osoby. Często jednak czyta romanse historyczne i to właśnie z takimi książkami można ją zobaczyć. 



Jeśli nie ma wyjścia, trzeba je stworzyć. Nie można pozwalać, by świat po prostu nam się przydarzał
- Ann Brashares 


Francesca to typ, któremu nie trzeba dwa razy powtarzać. Mimo tej swojej niewyparzonej gęby i jej ukochanej ignorancji bierze z życia pełnymi garściami. Ucząc się czegoś nowego jest zafascynowana niemalże jakby miała pięć lat. Szybko się jednak nudzi, co jest jej ogromną wadą. 
Jednego jednak nie była w stanie porzucić. Od siódmego roku życia gra na fortepianie. Może to trochę nie pasować do jej typu osobowości, ale to jej jedyna miłość, tak różniąca się i niezobowiązująca jak do człowieka. Muzyka jest dla niej ogromnie ważna.





Cześć, jestem Francesca... Dla Ciebie panna Pasqua.

9 i 3/4 CALA, GIĘTKA, SOSNA, WŁÓKNO ZE SMOCZEGO SERCA
BOGIN? NIE WIE // PATRONUSEM KOBRA // GRYFFINDOR
ELIKSIRY // KLUB ŚLIMAKA // KLUB POJEDYNKÓW
METAMORFOMAG // 17 LAT





_________________________________________________________

BARDZO WAŻNE!

Witam wszystkich serdecznie i zapraszam do wątków.
Miło mi będzie, jeśli zaczniecie, bo długo mnie na grupowych nie było i mogłam wyjść z wprawy :) Oczywiście sama też spróbuję coś wyskrobać, ale nie obiecuję niczego "WOW".
Kontakt do mnie to GG: 12510007. Tam znajdziecie mnie (w miarę moich możliwości) codziennie. 

Oczy szeroko otwarte.


Ellen Kendall
ur.  16 września 1961; Londyn
VII klasa
Gryffindor

Pani „Ja nigdy nie kłamię i nie naginam prawdy”
A mimo to żadna z niej Chrześcijanka mówiąca wszystkim naokoło, że prawda ich wyzwoli. Wręcz przeciwnie, uważa się za niewolnika prawdy (sic!), a jej kajdany nosi z dozą niechęci. Mimo to nigdy nie próbowała się ich pozbyć, uważając, że została stworzona właśnie do bycia taką, a nie inną i musi ponieść tego ciężar. Sumienna, miła, uczynna, nad wyraz obowiązkowa. Rzadko kiedy łamie regulamin, ale ma w sobie to specyficzne poczucie humoru, które dopisuje mieszkańcom Domu Lwa. Lubi czasem, tak dla poprawy humoru z samego rana, usłyszeć wściekłość Filcha gdy natknie się na bombę-niespodziankę w swoim biurze lub Panią Norris powieszoną za ogon do lampy w Wielkiej Sali. Uprzejma dla każdego i ukrywająca w sobie niechęć do Ślizgonów. Oficjalnie nie stojąca po żadnej ze stron i żyjąca w obawie o bezpieczeństwo swojego młodszego brata – Eddiego – który to trafił do Hufflepuffu i głośno mówi o swoim poparciu dla mugoli, i chęci zniszczenia wszystkiego, co związane ze Ślizgonami i Voldemortem.. Odważna, gdy trzeba utrzeć nosa Krukonom (niech nie myślą, że tylko oni mogą połknąć wszelką wiedzę) i nie bojąca się podjąć wyzwania, kiedy w grę wchodzi honor jej lub Gryfonów. Przyjaciółka Scotta Leina, choć dziwna to znajomość, gdy spotykają i dogadują się ze sobą dwa tak odmienne charaktery. 

Pani „Ja jeszcze kiedyś urosnę i wypięknieję”
Sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Naturalnie chuda i drobna, określana jako blada i opalająca się na czerwono. Blond włosy za łopatki, zwykle spięte w popularnego kucyka. Oczy barwy niebieskiej, ni to duże, ni to małe. Nos, jak to nos, do oddychania i czucia zapachów, więc nie wyróżniający się niczym specjalnym. Bez uroczego zadarcia czy piegów. To samo tyczy się wąskich usteczek. Nie jest to pożądany przez wiele kobiet kolor krwistej czerwieni, ot zwykły jasny róż. Zazwyczaj ubrana w spódnicę w kratę i koszulę z herbem domu na piersi. Bardzo rzadko można ją spotkać w mugolskim stroju, co wyraźnie wskazuje na ogromne przywiązanie do Domu, do którego przed laty przydzieliła ją Tiara.

Pani „Mugol tez człowiek i nie waż się zmieniać końca tej bajki”
Urodzona w Londynie, w jednej z mugolskich rodzin, które nie mają pojęcia o świecie magii, dopóki do drzwi ich domu nie puka nauczyciel zapraszający na naukę do Hogwartu, Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Brzmi to jak jeden z kiepskich żartów, ale na nieszczęście wielu i radość niewielu jest to historia jak najbardziej prawdziwa.

Witam ponownie po przerwie.
Lojalnie uprzedzam - podejmę się zaledwie kilku wątków, odpisuję raz, dwa razy w tygodniu ze względu na nawał obowiązków.
(stęsknione za blogami serce obudziła karta pana pode mną.)

26 października 2014

Nazywam się Luke. Pieprzę rzeczywistość.




LUKE WAY
11 GRUDNIA, ANGLIA
SZÓSTY ROK
 RAVENCLAW

     W życiu szukamy wielu rzeczy. Szczęścia, miłości, czasem przebaczenia. Wydaje nam się, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki, że powinniśmy odebrać to, co nam należne. Ale skąd wiemy, co jest nasze? Skąd mamy pewność, że to czego pragniemy, jest tym, co nas uszczęśliwi? Błądzimy w niekończących się poszukiwaniach. Nie ma czasu na błędy, nie ma mowy o niepewności. Kroczymy twardo przed siebie, z cynicznym uśmiechem, jakby świat klęczał u naszych stóp, a my łaskawie pozwalali mu istnieć. Pojęcie porażka jest tylko wymysłem słabeuszy, a zwycięstwo smakuje władzą. 
Kręcimy się więc dookoła, tonąc w bagnie zawiści, myśląc, że może tak właśnie powinno być. Czy pragniemy za bardzo? Staramy się za bardzo? Czy postronny obserwator uzna nas za wariatów, przyglądając się naszym wędrówkom na szczyt? 
Odpowiedź brzmi nie. Nie powtarzane stokroć, bo on woleć będzie zaczytywanie się w poezji i leniwe uśmieszki posyłane w stronę ulubionych wersów. Przypadkowy świadek zdarzeń, cichy komentator. Wszystko jest dla ludzi, lecz nie wszystko ich dotyczy.

      Brak uprzedzeń, brak zahamowań, brak zasad i brak miłości. To nie tak, że boimy się o jutro i w panice spoglądamy w przyszłość. Rozkoszujemy się dniem dzisiejszym. Liczy się tylko tu i teraz. Rozszerzone źrenice, dym w płucach. Wiązanki przekleństw rzucone w nicość i pogardliwe wzruszenia ramionami. Dziś jest dobrze, ale jutro mogłoby być lepiej. Ale kto o to dba? Kogo to obchodzi? Kto pomyśli zanim zrobi i zapomni nim zdąży wypełnić go nienawiść? Możemy udawać, że nic nie ma znaczenia. Że nikogo nie potrzebujemy. Przecież to takie łatwe być samotnym i mamić się kłamstwami. Są dziwne myśli i niepojętne zdolności, ale tylko ludziom udaje się uniknąć uczuć.

Dmuchnął wiatr i rozwiał nasze złudzenia. Co nam pozostało prócz nieszczerych uśmiechów i wilgotnych oczu? Walczymy o to, żeby było lepiej, ale nie mamy pojęcia, jak owe lepiej ma wyglądać. Jesteśmy ślepi, zacofani i pogrążeni we własnych ideach. Gdy krzyczymy, wołamy o pomstę. Gdy płaczemy, wołamy, że nasze łzy to tylko woda. 
 
     Gdzieś na tym świecie są ludzie, których znaliśmy. Miejsca, w których byliśmy. Z pewną dozą rezerwy wspominamy pierwszego chłopaka, pierwsze zauroczenia i pierwsze rozczarowania. Kąciki naszych ust opadają ku dołowi, gdy znów wracamy do tego, co miało swój koniec. Ale nigdy nie pozostajemy z pustymi rękoma. Jego objęcia zagarniają muzykę i ciasno oplatają ją wokół spragnionej duszy. Ach, cóż pozostałoby mu bez fortepianu? Cóż zostałoby w pamięci, jako namiastka piękna? Nie istnieje nic ponadto, co pozwala nam przetrwać. Nie istnieje nic bardziej perfekcyjnego niż pasja i namiętność.


nie wiem czy ktokolwiek pamięta Luke'a, bo przez cztery lata mojej obecności na grupowcach z pewnością wielu odeszło i wielu się pojawiło, ale każdego z osobna witam z  szeroko otwartymi ramionami

24 października 2014

Istnieją sprawiedliwi wśród niesprawiedliwych

  

A N G E L I Q U E   I N E S   M O L I E R E

URODZONA 19 STYCZNIA 1960 ROKU W ROUEN, FRANCJA || OBECNIE MIESZKA W LONDYNIE || CZYSTA KREW || ARYSTOKRACJA || RAVENCLAW || VI ROK ||
KOTKA FLEUR || WIDZI TESTRALE || CIERPI NA BEZSENNOŚĆ || MIEWA KOSZMARY || 
KLUB ŚLIMAKA || KLUB POJEDYNKÓW || TRANSMUTACJA ||
10 i 3/4 CALA || SZTYWNA || WINOROŚL || WŁÓKNO Z PACHWINY NIETOPERZA ||
BOGINEM JEJ OJCIEC || PATRONUSEM ŁABĘDŹ || PAN USZATEK || PAMIĘĆ FOTOGRAFICZNA || BŁYSKOTLIWY UMYSŁ || AMBITNA || SPRYTNA || PERFEKCJONISTKA || UPARTA || ZDETERMINOWANA ||
UWIELBIA RYWALIZOWAĆ || KOCHA WYGRYWAĆ || NIENAWIDZI PRZYGRYWAĆ || ZAWSZE CHCE BYĆ NAJLEPSZA || USILNIE STARA SIĘ WSZYSTKICH ZADOWOLIĆ, NAWET WŁASNYM KOSZTEM || TRENUJE BALET || GRA NA FORTEPIANIE ||
CZŁOWIEK O STU TWARZACH || POZORNIE UWAŻANA ZA OPANOWANĄ || ALE ŁATWO WYPROWADZIĆ JĄ Z RÓWNOWAGI || RAZ NIEŚMIAŁA || RAZ PEWNA SIEBIE || ZBYT ZMIENNA || UWAŻANA ZA OSOBĘ EGOISTYCZNĄ ||  ZBYT DUMNA || KROCZY WŁASNĄ ŚCIEŻKĄ ||  SPRAWIEDLIWA || TROSKLIWA || GODNA ZAUFANIA || TOLERANCYJNA ||


Dama. To słowo ciąży, kaleczy, wywiera ciśnienie w mózgu Angelique, te pięć liter prześladujących ją od małego i wypowiadane tak często z ust rodziców odbiera jej całe szczęście. Perfekcja. To kolejne niewłaściwe słowo, kolejny kat, zabójca wszystkiego co w niej piękne. Będzie spoglądać smutnym, pustym wzrokiem swych oczu na otaczający ją świat. I będzie cierpieć. Rodzice się o to dobrze postarali. 
 Nie pozwoli nikomu ani niczemu odkryć swoich planów, marzeń ani osobowości. Nic jej nie zdradzi, wciąż na nowo będzie odgrywać powierzoną jej rolę - damy i od czasu do czasu może nawet się uśmiechnie. Wrodzona klasa i wdzięk. Od urodzenia z przylepioną etykietką, rodzice myślą, że jest ich wierną kopią, posłuszną istotką, kropka w kropkę taka jak oni, ale tak nie jest. Ann ma swój własny tok myślenia, zgrywa pozory posłuszeństwa, walcząc po ciuchu i nie chcąc się przekonać co może jej grozić za zdradę. Gra pozorów robi się niebezpieczna, ale musi znieść to ryzyko. 

Bo nie wszystko jest takie jakie się wydaje. 




MYŚLODSIEWNIA  
SEKRETY
POWIĄZANIA

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam. Pierwszy raz jestem na grupowcu i mam nadzieję że jakoś to wyjdzie ;p 

Chętna na wątki (które muszę jeszcze ogarnąć ;p) i powiązania. 

Na zdjęciach Phoebe Tonkin. :)
Mistrzu Gry, przybywaj!

23 października 2014

"Taki jeden, co to najpierw wszystko spieprzy, a potem naprawi"

Ezno Alraro King



13 LUTEGO 1960 r.|OKSFORD-ANGLIA |VII ROK | GRYFFINDOR| PÓŁKRWI| PIÓRO Z OGONA FENIKSA |DEREŃ| 13 i 3/4 cala| DOŚĆ GIĘTKA |BOGIN: ARGUS FILCH | PATRONUS: SMOK|ZWIERZAK: SOWA-DAMON |185 WZROSTU. 


myślodsiewnia 

  
    Matka Izabel wybitna czarownica, uzdolniona w dziedzinie transmutacji. Ojciec zwykły mugol, który porzucił jego matkę dla młodszej kobiety. Nie uszło mu to na sucho. Gdy matka Enzo się o tym dowiedziała zamieniła jego młodą"niunie" w karalucha. Ojciec zwariował odesłano go do psychiatryka. Jedynie młodsza siostra-Lucy czasem go odwiedza. Niestety ona nie ma magicznych zdolności. Zawsze mu zazdrościła. Do dziś pamięta jak raz zjadła mu jego porcję lodów, więc on zamienił jej ulubioną lalkę "Jadwisię" w lalkę zombie powtarzającą ~"Kochaj mnie" To było dziwne i strasznie śmieszne, miał wtedy 8 lat.

"O kurde, kurdekurdekurde Potrąciłeś jelenia!
A jeśli to był BAMBI ?!"

__________________________________________________________________

JEDEN Z WIĘKSZYCH CHYTRUSÓW I CWANIAKÓW SZKOLNYCH |UWIELBIA SZCZYCIĆ SIĘ SWOIM NAZWISKIEM |WSZYSTKO UCHODZI MU PŁAZEM |GDY ZALICZA KARĘ ZAWSZE WPLĄCZE W JEJ ODRABIANIE KOGOŚ INNEGO |UCZY SIĘ PO TO: BYLE BY ZDAĆ |JEDYNE O CO SIĘ TROSZCZY TO SWOJE WŁOSY, DAMONA, LUCY( haha to śmieszne) ORAZ PRZYJACIÓŁ |ZAKOCHANY BEZ WZAJEMNOŚCI |SZARMANCKI WOBEC DZIEWCZYN |ZA PRZYJACIÓŁMI PÓJDZIE WSZĘDZIE, DLA NICH ZROBI WSZYSTKO! "Na V roku za swoim przyjacielem, poszedł do lochów Filcha by podrzucić mu stadko ropuch. Dla Enzo było to przeraźliwa misja, ponieważ panicznie boi się Filcha. ~ale czego nie robi się dla przyjaciół! |ZAWSZE WSZYSTKICH ROZBAWIA |DUSZA TOWARZYSTWA |JEGO KAWAŁY DOPROWADZAJĄ DO ŁEZ, NIE TYLKO TAKICH ZE ŚMIECHU |JEDYNĄ STARSZĄ OSOBĄ W SZKOLE KTÓRA MU UFA I KTÓREJ ON UFA JEST DUMBELDORE |DLA OSOBY KTÓRĄ KOCHA JEST W STANIE ZROBIĆ WSZYSTKO, NAWET ZACZĄĆ SIĘ UCZYĆ!| ŻARŁOK!!! UZALEŻNIONY OD CIASTECZEK|W ŻYCIU CENI: SZCZEROŚĆ, PRZYJAŹŃ, ODWAGĘ, RODZINĘ, HONOR!




"O to jestem! A gdzie twoje pozostałe życzenia?"


___________________________________________________________________________________________________

Witam i o drogę pytam?
Poszukuję dziewczyny!

Na zdjęciach Tyler Posey 

20 października 2014

Wonderfully boring.



Hazelnut Giles

23 LATA | PATRONUS KRÓLIK | PRAKTYKANTKA ZIELARSTWA | 8 1/2 CALA, DREWNO RÓŻANE, SZPON HIPOGRYFA | RAVENCLAW | CZYSTA KREW | BOGIN MGŁA |MASKA POD MASKĄ | FAREHAM |

You were looking for someone to comfort you
You were looking for someone to not be alone
You were looking for someone, for somebody
But not for me


Urodziła się w rodzinie magicznej, na krótko przed rozpadem małżeństwa swoich rodziców. Do dnia dzisiejszego stara się ich pogodzić, by chociaż raz spędzić czas razem w normalnej atmosferze. Jak na razie wciąż nieskutecznie. Jej imię to wynik dziwnego poczucia humoru jej matki, która urodziła ją w hotelu "Pod Leszczyną" i stwierdziła, że mała "spadła jak orzeszek trapezuński". Urodzona we wrześniu, więc pora roku także się zgadzała. Rodzice są dla niej trudnym tematem. Wiecznie skłóceni, nie rozmawiają ze sobą, więc całe dzieciństwo Hazelnut spędzała wypychana z jednego domu do drugiego. Ulgą dla nich (i dla niej) był list zapraszający ją do Hogwartu. Wyrwała się z dziwnego domu w którym mieszkała i całkowicie odcięła się od rodziny. Dopiero kończąc szkołę zdecydowała się odnowić kontakt z ojcem i matką, wciąż obrażonymi na siebie ale zaczynającymi siebie znosić.

You can have results or excuses. Not both.

 Jest bardzo krytyczna w stosunku do uczniów, gdyż opiekę nad roślinami traktuje bardzo poważnie. Samą pracę już mniej. Często jest roztargniona, nie zwraca uwagi na nikogo dookoła siebie gdy zajmuje się obowiązkami. A tych nie ma aż tak dużo. Dbanie o rośliny, pomoc na zajęciach i okazjonalne plotki z profesor Sprout, która, jak się okazuje uwielbia spędzać swój czas na wymianie nowinek. Oprócz tego, Hazelnut spędza sporo swojego wolnego czasu na boisku Quidditcha, latając na swojej miotle, porządkując albo obserwując treningi drużyn. Swoje powinności wypełnia sumiennie, ale w swoim tempie, co czasem doprowadza panią profesor do szewskiej pasji. Ostatecznie nie ma na co narzekać, bo rośliny są zadbane i żadna jeszcze nikogo nie zabiła.

Uwielbia Quidditcha. Grała kiedyś na pozycji ścigającego i wciąż przeżywa fascynacje tym sportem. Jej największym marzeniem było dołączenie do drużyny Armat z Chudley ale nigdy nie miała odwagi, żeby się zgłosić. Eliksiry to jej najgorsza zmora, nie radziła sobie z nimi dobrze i cieszy się, że już nie musi. Przez swoje roztargnienie, często popełniała głupie błędy które doprowadzały lochy do ruiny. Zwierzęta magiczne to coś z czym rzadko się spotykała, nie wie jak sobie z nimi radzić i chociaż bardzo chciałaby mieć z nimi jakiś kontakt, ma w tym zerowe doświadczenia. Nie mówi o swojej przeszłości ale miała na karku kilka mało przyjemnych sytuacji.

Zagubiona. Niezdecydowana. Podejrzliwa. Niezręczna.
Nie wierzy w przeznaczenie.



KONTAKTYCIEKAWOSTKI

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Cześć i czołem, Witam Mistrza Gry, witam wszystkich! Zastanawiałam się długo czy dołączyć, bo miałam sporą przerwę w pisaniu ale oto i jestem!
Bardzo chętnie wezmę powiązania, mam też kilka postaci, które pewnie gdzieś, kiedyś się pojawią. Hazelkę można wrzucać w różne śmieszne/głupie/niezręczne/dziwne sytuacje. Odpisuje nieregularnie ale nikogo nie pominę
na zdjęciach Jenna Coleman

16 października 2014

ZAGŁUSZYĆ WSZYSTKO, ZAGŁUSZYĆ KAŻDE ZŁO

 +16

Odwrócony Giermek Buław - Rozrzutność, brak tolerancji, wygodnictwo. Podejmowanie decyzji pod wpływem impulsu, nieodwzajemniona miłość. Anoreksja, bulimia, otyłość.
Prawidłowo położona Dziewiątka Pucharów - Szczęśliwa karta, karta spełnionych marzeń.Doskonałe zdrowie, przyjemności zmysłowe, pomyślność we wszelkich relacjach z ludźmi. Szczęśliwy związek uczuciowy i przyjacielski. Miłość ciepła i spełniona.
Prawidłowo położona Piątka Mieczy - Trudna karta, mówiąca o przegranej, stracie, zdradzie, nieuczciwości, intrygach, niesprawiedliwych pomówieniach, upokorzeniu. Ostrzeżenie przed pułapką, plotkami i podstępnym działaniem innych wobec nas.
Odwrócona Czwórka Buław - Brak wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, pycha, samozadowolenie, kłótnie w rodzinie, brak własnego miejsca w domu, rozrywkowe podejście do życia.
Odwrócona Trójka Denarów - Brak umiejętności, talentu, kreatywności, ambicji, lenistwo, wygórowane wymagania, nadwrażliwość na krytykę.
- Gówno prawda - mruknęła szatynka, rzucając resztę talii kart o podłogę, na której siedziała. Sięgnęła po brązową butelkę stojącą obok i opierając się o rant łóżka przechyliła alkohol, upijając z niego łyk. W jej domu nietrudno było pożyczyć sobie kilka piw z barku w salonie. Ojciec tam nie zaglądał, a matka nie zwracała uwagi na braki, po prostu kupowała kolejne. Oddalając szyjkę ze szkła od ust, popatrzyła na niedokończonego tarota, którego ułożyła z nudów. Nigdy nie wierzyła w te bajki, ale lubiła się w nie bawić. Bardzo często tym sposobem straszyła młodsze uczennice, kiedy to i w Hogwarcie brakowało dziewczynie rozrywek. Szatynka jednak, patrząc na te karty, jak na stertę śmieci przyglądała się dwóm pierwszym ułożonym właśnie przez nią. Nieodwzajemniona miłość i szczęśliwa karta? Prychnęła z rozbawieniem, dopijając resztę złotego napoju. Nigdy nie wierzyła w jakąkolwiek miłość. Istne badziewie. Same kłamstwa, wyzwiska i ból. Głupia rzecz.
A gdybyś tak Ellie McConwey pewnego dnia zadurzyła się po uszy w jakimś osobniku płci przeciwnej? Gdybyś tak mogła się w niego wtulać, jak te wszystkie główne bohaterki czytanych przez ciebie romansideł, które czuły się bezpiecznie w ramionach swoich wybranków? Gdybyś tak...
Weź się zamknij.
Ellie trząchnęło lekko, kiedy to wyobraźnia podsuwała jej coraz to nowsze obrazy z nią w roli głównej i jakimś chłopakiem u boku. Ohyda. Ona nie tolerowała miłości w żadnej postaci, prócz przelotnej znajomości utrzymującej się przez kilka dni. Nigdy nie pozwalała na to, by jej serce zostało komuś ofiarowane. W końcu sama chciała jakoś żyć, nikt nie zabierze jej tego najważniejszego organu utrzymującego życie. Dziewczyna wstała na dwie nogi, a przechodząc przez talię kart zdążyła je jeszcze specjalnie rozkopać, komentując kilkoma słowami. Jak zwykle w podskokach zeszła po schodach, by zaraz dotrzeć do kuchni. Otworzyła szafkę pod zlewem i ostrożnie postawiła butelkę obok kosza na śmieci. Nie chciała zrobić niepotrzebnego hałasu, chociaż matce i tak byłoby obojętne, co pije córka. Jej zawsze było wszystko obojętne. Szatynka, robiąc sobie kolację, nuciła coś pod nosem, a kończąc usłyszała obce odgłosy z pokoju gościnnego, znajdującego się na parterze. Były to westchnięcia, uniesienia, a w końcu i krzyki niosące za sobą imiona lub inne.
- Dziwka - mruknęła Ellie zanim ugryzła zrobioną przez siebie kanapkę. Usiadła na blacie, w spokoju jedząc dalej ,przy okazji lekko bujała nogami. Zmarszczyła brwi i nos, słysząc krzyk swojej matki, który najwyraźniej sugerował, że było dla niej za wolno. Jednak dziewczyna nie zrobiła nic prócz chwilowego zdegustowania, po czym kończyła jedzenie. To nie pierwsza taka sytuacja w tym domu, a Ellie zdążyła przyzwyczaić się do tych uniesień, które zdarzało się słychać o każdej porze dnia - oczywiście, kiedy ojca nie było w domu. McConwey gardziła matką i żywiła do niej pewną urazę. Nie zważała na to, że to ona przez dziewięć miesięcy nosiła ją pod sercem, a następnie urodziła w trudzie. Do tej pory pamięta, jak ta wykrzyknęła, że była jedynie przypadkiem. Nienawidziła jej.
Suka.
Szatynka podniosła głowę natrafiając wzrokiem na zegar. Zbliżała się dwudziesta trzecia, dokładnie ta godzina oznaczająca powrót ojca do domu. Jak najszybciej Ellie zeskoczyła z blatu, chowając wszystkie uprzednio wyjęte rzeczy, po czym chwyciwszy szklankę z sokiem wręcz wbiegła na górę. Zamknęła z hukiem drzwi, kuląc się na łóżku, wcześniej odstawiając napój na biurko. Niecałe pięć minut później rozległo się kolejne trzaśnięcie i oznajmienie ojca, że właśnie wrócił. I wtedy znowu się zaczęło. Kolejne przekleństwa rzucane przez znajomy dziewczynie męski głos, który mieszał się z uspokojeniami matki. Szatynka zatkała sobie uszy, zaczynając śpiewać jedną z ulubionych piosenek. Doskonale wiedziała, co teraz dzieje się tam na dole. Ojciec wyrzuca obcego faceta z domu, zapewne kilka razy uderzając go gdzie popadnie. Jej rodzicielka starająca się obu uspokoić i rozdzielać za każdym razem, ale pewnie jak zwykle nic z tego nie wychodzi. I znowu rozlegają się wyłącznie krzyki męża i żony, który w pewnym momencie diametralnie się zmienia. Bił ją, czasami bardzo dotkliwie.
I dobrze. Jej wina. Zasłużyła sobie.
Jednak nie zawsze zatkane uszy i śpiew pomagały. Wrzaski potrafiły docierać do jej umysłu, co ją niezwykle przerażało. Nie lubiła kłótni, od dziecka wiedziała, że były złe i choć już tyle lat minęło od kiedy pierwszy raz zaczynała się odcinać, to nic się nie zmieniło. Omijała wszelkich krzyków, miała wrażenie, że w pewnym momencie ktoś ją uderzy, tak jak ojciec matkę, a ona nie chciała być tak upokorzona. Ona nie była jak ta prostytutka.
Ellie szybko wstała i włączyła gramofon, ustawiając na taką głośność, by nawet nie słyszeć choć jednego krzyku. Zsunęła się po ścianie, a zamykając oczy skupiała się na muzyce. Działało, szkoda tylko, że tata musiał to przerwać. W pewnym momencie zjawił się po prostu w jej pokoju, krzycząc najpierw, żeby to ona wyłączyła tę muzykę, jednak kiedy Ellie nie reagowała zrobił to on. Szatynka nawet na chwilę nie rozwarła powiek, uznając to później za błąd. W pewnym momencie coś sprawiło, że rzuciło nią na prawą stronę. Zaciskając oczy i usta, złapała się za policzek, który zaczynał mrowić i zwiększać temperaturę.
A przecież ona nie była jak ta prostytutka.
- Przepraszam Li - usłyszała zanim ojciec wyszedł z pokoju. Dziewczyna nadal trzymała się za policzek, ale z oczami utkwionymi w jednym punkcie. Nigdy, Nigdy nie podniósł na nią ręki. Nigdy nie uderzył jej nawet w formie zabawy, które często widziała u innych rodziców, bawiących się ze swoimi dziećmi. Nigdy nie zrobił jej krzywdy. Nigdy. I choć to on zawsze starał się nią jakoś opiekować, nawet jeżeli pracował całymi dniami. Robił to nieumiejętnie, ale w jakimś stopniu Ellie to doceniała, to od tej pory wszystko stało się dla niej jasne.
Całe jej życie było przypadkiem.
Po domu znowu rozległy się krzyki, dlatego szatynka zerwała się łapiąc swój plecak. Kiedy nie zagłuszała kłótni, łzy samoistnie wzbierały jej się w oczach, które następnie długo spływały po policzkach. Tak było tym razem, gdy wrzucała przypadkowe ubrania do środka. Zabrała pieniądze i wszystko to, co potrzebne z różdżką na przodzie. Zarzuciła go na plecy i zbiegła po schodach. Przebiegła przez hol, który połączony był z salonem. Tam znajdowali się rodzice. Nie widziała ich i nawet nie chciała. 
Wiedziała doskonale, że była planowana przez dwójkę dorosłych ludzi, że jej matka zajmowała się nią bardzo dokładnie, gdy była mała, lecz pewnego razu się pogubiła, zaczynając całe to piekło w domu. Ellie nienawidziła tego miejsca, najchętniej nie wracałaby tu choćby na wakacje, Dlatego biegła teraz przed siebie nie odwracając się ani razu. Nie zatrzymały jej nawet krzyki ojca niosące się przez ciemną ulicę.
- Ellie, Ellie wróć!
Nie chcę.
_____________________________________________________________________
Wybaczcie, jakaś długa ta notka wyszła.
W każdym bądź razie, na pewno dowiedzieć można się więcej na temat Ellie, bo myślę, że mało kto rozumie jej zachowanie. Nawet ja sama.
Dziękuję za przeczytanie i za wyłapanie błędów, u mnie z tym nietrudno.

12 października 2014

I don't belong here.

HELEN GRANT
hufflepuff, VII rok, półkrwi
13 cali, wiśnia, wąsy trolla, giętka
boginem ciemność, patronus nieznany
klub pojedynków, achromatopsja, oczopląs
Kolory dla niej nic nie znaczą. Dla niej jest coś bardziej, lub mniej czarne. Dla niej nie istnieje kolor karmazynowy, khaki, seledynowy, czy bladoróżowy. Wszystko jest po prostu czarne lub białe. Przynajmniej nie ma takich dylematów jak co poniektórzy, zastanawiając się czy jej kurtka jest zielona, czy może pistacjowa. Prościej? Prościej. Po co jej niepotrzebne dylematy, których ma już ponadto? Nie lepiej jest żyć po swojemu i nie przejmować się niczym? Lena właśnie tak uważa, ale czy stosuje się do tego? No nie za bardzo. Przejmuje się każdą drobnostką, przez co jest niezwykle dokładna we wszystkim. Może i ma achromatopsję, jednak nie oznacza to, że wygląda jak klaun, który do różowej bluzki założy, żółte spodnie. Nie po to ma się przyjaciół, żeby nie wykorzystywać ich życzliwości i dobrego serca. Oczywiście nie raz nie dwa ktoś już zrobił jej żart, że rzeczywiście wyglądała jakby się wychowała w cyrku, jednak właśnie w takich kwestiach może polegać na przyjaciołach. Nie powierza im za to swoich sekretów, nie mówi o swoich przeżyciach miłosnych, nie zwierzy im się z zawstydzających faktów z jej życia (a było ich dużo), bo w takich kwestiach nie potrafi nikomu zaufać. Woli słuchać co inni mają jej do powiedzenia o sobie.

I want to have control.
 Potrafi zjeść za dwóch, a pączków za trzech. Tłusty Czwartek mogłaby obchodzić każdego dnia. Raz czy dwa wymknęła się w środku nocy do kuchni, jednak wolałaby nigdy tego nie powtarzać. Z zapaloną różdżką, raczej nie udałoby jej się dojść do celu, a przeraźliwie boi się ciemności. Jest to najprawdopodobniej spowodowane jej panicznym strachem przed utratą wzroku, która ponoć czeka ją w najbliższych pięciu latach. Stara się przygotować do myśli o tym, że może już nigdy nie zobaczyć swoich przyjaciół, słońca, motyli, które pomimo że są dla niej tylko czarno-białe, to i tak piękne. Nie chce stracić tego wszystkiego, jednak jest to najprawdopodobniej nieuniknione. Korzysta z piękna życia póki może. W wakacje podróżuje po świecie, starając się zwiedzić najpiękniejsze miejsca na ziemi, a przy tym stara się znakomicie bawić, śmiać, płakać ze wzruszenia. Nie mówi otwarcie o swojej chorobie, ani tym, że pewnego dnia oślepnie. Nigdy nie prosi o zbyt wiele. Jej prośby ograniczają się do pytań o kolory, jednak tylko nieliczni są o to proszeni. Tylko ci najważniejsi. 
__________________
Witam ponownie, tym razem trochę ciekawsza postać tak sądzę. Marina Fragnani na zdjęciu.  tumblr oczywiście. Radiohead Creep. Nie ma wątków nieciekawych, są one po prostu niedopracowane. Każdy pomysł na powiązanie z chęcią usłyszymy i rozważymy. Szukamy jej znawcę/znawczynię od kolorów. Dokładne wyjaśnienie achromatopsji. A teraz już zapraszam do wątków. Mistrzu Gry - pobawmy się razem.
gg - 25602335

11 października 2014

And you begin to wonder why you came.

Imogen ROBIN Redbird
 MUGOLAK | 14 LUTEGO 1960 | VII ROK | GRYFFINDOR | FALMOUTH, KORNWALIA | SOWY JEDYNYMI PRZYJACIÓŁMI | ONMS | ZIELARSTWO | ELIKSIRY | ZAKLĘCIA | KLUB ŚLIMAKA | TRÓJKA DWÓJKA RODZEŃSTWA | ALERGIA NA KOTY | OPHELIA | MIŁOŚĆ DO SZEKSPIRA | CHODZĄCE MIŁOSIERDZIE | 13 I 3/4 CALA, CZERWONY DĄB, WŁOS Z OGONA JEDNOROŻCA, GIĘTKA | BOGINEM PŁONĄCY DOM, PATRONUSEM RUDZIK  



Wyjątkową nieumiejętność nawiązywania relacji międzyludzkich nadrabia sporą chęcią; od czasu do czasu dopada ją życie, ale to zjawisko niezwykle rzadkie, bo w końcu książki to o wiele lepsi przyjaciele. Chorobliwie ambitna, potwornie zazdrosna; w połowie Szkotka, więc może narzekać na różne rzeczy. Zbyt łatwo się zakochuje, za to dnia swoich urodzin szczerze nienawidzi. Na miotłę w sumie nie nie powinna wsiadać, ale to robi, kto upartym zabroni. Miłość do wody po spędzeniu całego życia w porcie. Zawsze powinieneś marnować czas, zwłaszcza, gdy go nie masz. Oczekuje księcia na białym koniu w budce policyjnej. 

Gdyby siedem lat temu ktoś zapytałby się jej, kim chciałaby zostać w przyszłości, byłby to najprawdopodobniej astronauta albo strażak; dziś na poważnie myśli nad karierą aurora lub uzdrowiciela. Choć pewnie za miesiąc jej się to zmieni. 

DODATKOWO | POWIĄZANIA | PAMIĘTNIK


___________________________________________________________
 Zapraszamy Mistrza Gry!
Imogen cała do kochania, więc niechże ją ktoś przygarnie. 
Szukamy księcia z budki.
W tytule The Fray, buźki użyczyła śliczna Katie McGrath.
Odpisuję najczęściej w weekendy.
PS Karta zawiera śladowe ilości Doctora Who, jelly babies dla tego, kto znajdzie wszystkie nawiązania.  

.

╒═══════════════════════════════╕
╘═══════════════════════════════╛
C H A R L I E   B L U E F I E L D
Puchon ─ szukający ─ Kapitan

╒════════════════════════════════════════════════╕
27/06/1960 || czysta krew || VII klasa || Hufflepuff
Obrona przed czarną magią, Transmutacja, Zaklęcia, Eliksiry, Zielarstwo
jedna z londyńskich kamienic, dla mugoli niewidoczna || kocur Moon
klon, włos z grzywy jednorożca, 10 i ¾ cala, giętka 
bogin: nieznany || patronus: czarny kruk
gra na pianinie
Klub Ślimaka
╘════════════════════════════════════════════════╛

MYŚLODSIEWNIA ─ DUSZE ─ PO WSZYTSKIM

_________________________________________________
Chyba mnie znacie, ale nie jestem pewna
Lenard przebywa w postaciowym niebie, ale jest Charlie
Charlie jest kochany

Inne postacie:
Chantelle // Ellie

Sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu.

Był taki czas, kiedy ludzie byli życzliwi. Kiedy ich głosy były łagodne, a ich słowa zapraszały. Był taki czas, kiedy miłość była ślepa. A świat był piosenką. A piosenka była pasjonująca. Był taki czas…
Potem wszystko poszło źle.
I dreamed a dream – Les Miserables

Nita McQueen
26 września 1959 roku ─ Los Angeles ─ 18 lat ─ VII klasa ─ Gryffindor ─ prefekt ─ czysta krew ─ 12 ½’’, heban, włos z ogona jednorożca, twarda ─ strzeże ją czarny tygrys ─ boi się odrzucenia ─ prawie wzór do naśladowania ─ był taki czas, kiedy wszyscy byli życzliwi – potem wszystko poszło źle ─ jej pupilką jest sowa Izyda ─ wróg publiczny numer jeden wszystkich Śmierciożerców i miłośników czarnej magii ─ obrońca uciśnionych mugolaków
Wyciąg z akt uczniowskich



Mieliśmy kiedyś stary fortepian. Ogromny, piękny, czarny, którego białe klawisze wyróżniały się na jego tle. Wsparty na trzech nogach, z dwoma pedałami, zawsze zamkniętą klapą górną. Był czymś na wzór łącznika naszej rodziny. Ojciec siadał zawsze popołudniami przy nim, by delikatnymi ruchami rozpocząć swój koncert. Grał to, co mu do głowy przyszło i to, co pamiętał. Poświęcał się cały muzyce. Siedząc obok niego na długim stołku lubiłam wpatrywać się w obraz betonowej dżungli za oknem. Między widokiem nowoczesnego Miasta Aniołów a perfekcyjnie granymi klasycznymi trylami była dziwna niezgodność, kontrast, który kochałam.
Ameryka była krajem zamazującym wszelkie nierówności. Już jako mała dziewczynka zauważyłam, że między mną a moimi szkolnymi rówieśnikami są różnice. Ja wiedziałam o istnieniu magii – oni widzieli mnie jako dziecko o bardzo bujnej wyobraźni i z uśmiechem słuchali moich kolejnych opowieści o smokach czy czarodziejach i szkołach magii. Mówili, że z takim potencjałem zostanę sławną pisarką. Może jednak mieli trochę racji?
Jak każdego wieczoru siadałam razem z tatą przy fortepianie. Po klasycznym brzmieniu Mozarta odezwał się porywczy, stanowczy i nieprzewidywalny Beethoven. Jako mała dziewczyna nie zwróciłam uwagi na ten kontrast, ale z biegiem czasu stało się to moje ulubione przeciwieństwo. Mozartem był świat mugoli – wciskający się w ramki, przyjęty jako klasyk. Dopiero Beethoven, wywodzący się przecież z tej samej epoki, dodał światu smaku, dodał magii. Mozartem są dzieci ze Stanów Zjednoczonych, Beethovenem zaś – moja rodzina. Mozartem jest życie, które wiodłam w Los Angeles. Beethovenem – życie, które wiodę teraz.
Wszystko potoczyło się tak szybko. Pewnego popołudnia matka kazała złapać nam spakowane walizki, chwyciła za ręce i… zniknęłyśmy, by pojawić się na wybrzeżu, przy kanale La Manche. Wszystko, co znałam, zniknęło, przysłonięte nieustannym pędem w tempie Allegro. Miasto. Szkoła. Rówieśnicy. Nawet ojciec i brat. Zniknęłam bez słowa i często zastanawiałam się czy ktoś o mnie pytał, czy ktoś o mnie pamiętał.
Chciałam czy nie – wepchnięta przez matkę do nowej rzeczywistości musiałam łapać się wszystkiego, czego zdołałam. Nikt nawet nie zauważył jak bardzo zgasłam przez ten czas – prześladowana przez rówieśników o bladej skórze, nie rozumiejąca, dlaczego wszystko tak się działo. Cornelia, moja starsza siostra, znikała na miesiące, aby pojawiać się jedynie w wakacje. Jest w szkole – tak mi tłumaczyła matka – i ty też kiedyś tam pojedziesz.
Później zatęskniłam za jej stałą nieobecnością.
Były wakacje roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego. Z sentymentu, a może przyzwyczajenia, siedziałam na górze i rysując szczęśliwą pięcioosobową rodzinę sprzed lat wsłuchiwałam się w kłótnie toczącą się między szesnastoletnią siostrą a matką. Nigdy nie potrafiły dojść do porozumienia. Każde wakacje były piątą symfonią Beethovena – burzliwe, pełne niespodziewanych brzmień stale zapewnianych przez Cornelię. Dopiero dwa dni po tym, jak malutka sówka zastukała pazurkami w moje okno matka dowiedziała się o liście z Hogwartu.
Nie cieszyła się. Po prostu przyjęła do wiadomości – przecież od zawsze wiedziała, że każde z jej dzieci posiadało umiejętności magiczne. Nawet to najmniej kochane przez nią, a najbardziej przeze mnie – jej jedyny syn. Znalazłyśmy się na ulicy Pokątnej bez problemu, bo po kolejnym roku robienia zakupów właśnie tam była przyzwyczajona do dziwnej lokalizacji. Nie muszę chyba wymieniać tego, co kupiłyśmy, bo każdy przeszedł kiedyś to samo.
Aż w końcu nadszedł pierwszy września, a ja znalazłam się w Gryffindorze, co jeszcze bardziej powiększyło przepaść między moją starszą siostrą Ślizgonką. Na szczęście nie starała się utrudnić mi życia, gdy ja, wypłoszona, starałam się odnaleźć w nowym miejscu. Udało mi się tego dokonać do Bożego Narodzenia.
Gdy wraz z siostrą wróciłyśmy do domu na wakacje zimowe w mojej głowie zagrała prawdziwa Zima Vivaldiego. Nie było to to, co zostawiałyśmy. Dom popadał w ruinę, nie było połowy rzeczy, a matka wyglądała jak potwór. Eleganckie ubrania zamieniła na byle szmaty, a oczy wciąż miała przekrwione. Nie rozstawała się z alkoholem, piła na umór. Tego roku świąt nie miałyśmy. Jak i kolejnego. Podczas trzeciej Gwiazdki Cornelia trzasnęła drzwiami i więcej nie wróciła do domu. Czy ja mogłam też tak zrobić? Nie. Musiałabym zamieszkać w domu dziecka. Bo nie mogłam wrócić sama do Los Angeles.
Podczas czwartej Gwiazdki przekonałam matkę, aby wzięła się w garść – bo jej dzieci muszą przecież żyć własnym życiem. Charmaine Oldman wzięła sobie do serca słowa młodszej córki i zgłosiła się na odwyk. Piątą Gwiazdkę spędziliśmy we trójkę. Ja, matka oraz… Victor Pierce, jej opiekun.
Gdy minął już alkoholizm matki, a ruina znów zaczynała przypominać dom, pojawił się kolejny problem – Victor najwidoczniej zaprzyjaźnił się z Charmaine na tyle, że zaczęli mieszkać i sypiać razem, a on zaczął traktować mnie jak własną córkę. Nie było mi to na rękę. Dlaczego? Był potwornym nudziarzem. Mdły i przewidywalny, wiecznie prawiący kazania. Cieszyłam się, że mogę znikać za książkami bądź w szkole z internatem. Wtedy dopiero wzięłam się za naukę. Była to piąta klasa i wyjaśnia to moje wysokie wyniki na SUMach. 
Najwidoczniej nie tylko sama siebie zadziwiłam. W następnej kopercie z Hogwartu, jaką otworzyłam, znalazłam lśniącą odznakę prefekta.
W szóstej klasie, przyglądając się uczniom bardziej, dostrzegłam niepokojące zachowania wśród uczniów. Czarna magia szerzyła się wszędzie. Zaczęłam walczyć z tym, by nie pozwolić wygrać złu, ale im bardziej się starałam, tym bardziej przypominało to starcie z boa dusicielem. Im więcej ludzi karciłam, tym bardziej czarna magia pojawiała się na korytarzach Hogwartu. Czy to możliwe, aby dyrekcja nie widziała takiej plagi?
Gdy wspominam swoje starania, mogę przyrównać je do Arii Królowej Nocy. Wszystko wygląda pięknie, dopóki na drodze nie staje problem. Gdy własna matka wciska ci w dłoń sztylet zła, a ty, jak Pamina, nie chcesz zawieść kobiety grożącej wyparciem się ciebie, jednak takie zachowanie kłóci się z twoimi wartościami. Tu było podobnie – lepiej było przejść na stronę Śmierciożerców w czasach, kiedy Voldemort panoszył się dosłownie wszędzie, drżąc jedynie przed dyrektorem szkoły magii. Ale było to niemoralne.  
Moje ostatnie wspomnienie jest Sonatą Księżycową. Dotyczy wakacji spędzonych w Los Angeles, kiedy wróciłam do domu jako pełnoletnia czarownica. Nie spodziewałam się, że mój ukochany braciszek zmieni się w zimnego drania, który zostawia ojca samego. Tata ucieszył się, gdy mnie zobaczył. Mówił, że spełniło się jego marzenie, aby jeszcze raz zobaczyć swoją córeczkę, z którą niegdyś co wieczór siadał razem przy fortepianie. Jeszcze raz, jeden, ostatni, przed śmiercią.
Jest chory.
Zostało mu sześć miesięcy życia.
Nigdy nie podnoszona klapa od fortepianu pokryła się grubą warstwą kurzu. Niebawem instrument zniknie z kąta salonu i trafi do innego właściciela.
Nie będzie już Mozarta ani Beethovena.
Zostanie pusty kąt i niewyraźne wspomnienie szczęścia. 

Druga postać: Judith Townshend
GG: 47285578

***


JULIE LIVINGSTONE

||15/07/1961 || Londyn || VI klasa || Półkrwi || Hufflepuff ||
||Transmutacja || Eliksiry || Zaklęcia || Zielarstwo || ONMS ||
||Róg Jednorożca, 10 cali, grusza ||
|| Bogin: burza || Patronus: mgiełka ||

Zaskoczeniem dla całej rodziny była wieść, że Julie ma zasilić szeregi Puchonów. Wszyscy myśleli, że dziewczyna podobnie jak jej ojciec dołączy do domu Roweny Ravenclaw i będzie dumnie go reprezentować. Nie byli oni jednak tym zawiedzeni, przeciwnie, bardzo szczęśliwi. Jej matka, mugolka, która jeszcze nie do końca rozumie świat magii, z wszystkiego co robi jej najukochańsza córka jest dumna i zachwycona. Podobnie ojciec, który aktualnie jest właścicielem największej sieci sowiarni w całej Europie Zachodniej, dobrze przyjął tę wiadomość. Sama Julie cieszyła się z tego powodu. Nie chciała trafić nigdzie indziej, bo od dawna czuła, ze to właśnie tam odeśle ją Tiara. Wśród Puchonów czuje się jak w domu - otoczona dobrocią i radością oraz swojskim ciepłem, którego raczej nie zaznałaby w innych Domach. Jej charakter idealnie wpasowuje się w charakter Hufflepuffu. Chętnie pomaga innym i zawsze użycza swojego rękawa, by ktoś mógł się wypłakać. Potrafi rozchmurzyć i odesłać z dobrą radą jakąś smętną duszyczkę, zagubioną we własnych myślach. Nie zraża, wręcz przeciwnie, zachęca do siebie ludzi, a to dlatego, że promieniuje naturalnym, niewymuszonym entuzjazmem. Jest dobrą wróżką w szkole. To wcale nie oznacza, że nie potrafiłaby uderzyć, gdyby ktoś zalazł jej za skórę. Wbrew pozorom potrafi zasadzić porządnego kuksańca. Czasem klnie pod nosem lub obraża krzywymi tekstami. Uczy się dobrze, ale kiepsko idzie jej u Slughorna, a co się z tym wiąże nie należy do wymarzonego Klubu Ślimaka. Chciałaby chociaż raz uwarzyć dobry eliksir, który nie wybuchnąłby jej w twarz, tak jak to zawsze ma miejsce. Uwielbia wieczorami wymykać się z dormitorium i uciekać nad jezioro, gdzie śpiewa i tańczy. Nigdy w życiu nie odważyłaby się wystąpić przed kimś. Trema zjada ją nawet wtedy, gdy czyta wypracowanie. Potrafi wymyślać naprawdę dobre historie na dobranoc. Po upadku z miotły i zderzeniu z tłuczkiem podczas treningu Quidditcha nie śni jej się znów tam pojawić. Zrezygnowała, gdy po kilku bolesnych zabiegach w końcu mogła stanąć na własne nogi, chociaż poobijana chodziła jeszcze przez dobry tydzień. Julie nigdy nie nadawała się do zabaw podwórkowych, a co dopiero do prawdziwego sportu. Nie świadczy to jednak o tym, że nie wspiera drużyny. Podczas każdego meczu dzielnie kibicuje swoim na trybunach. Chciałaby chociaż kiedyś nauczyć się latać, ale wie, że to marzenie jest na końcu jej długiej listy życzeń.

_________________________________________________________
Cześć!
To znowu ja =D Stworzyłam mieszankę swoich poprzednich postaci - Suzanne i Johnathana. Pragnę szalonych i zakręconych wątków! Szukamy najlepszej przyjaciółki (przyjaciel też może być) i kochasia :3
GG: 33950518 | Wizerunek: Marina Nery | Gabriel

"Nie ma nic innego, tylko ten Vidar(on)? No jest, ale jak pan chce najlepszy..."


- Ej, Vidar, masz zadanie z transmutacji?
- Nie, na na transmutacji źle się czuję.
(...)
- A na eliksiry też się źle czujesz?


CZŁOWIEK JEDNEJ BRWI // HUFFLEPUFF // BRUDNA KREW, ALE NIE DOWIESZ SIĘ TEGO (CHYBA, ŻE JESTEŚ CHIRURGIEM I GO POKROISZ) // EGZAMINY NA KARKU, A ON DOPIERO ODKRYWA PRZEZNACZENIE KSIĄŻEK // POKÓJ Z TOBĄ NIGDY NIE BYŁ OPCJĄ // QUIDDITCHOWY ZAPALENIEC // OBROŃCA // MIŁOŚNIK PTAKÓW // PASJONAT ZIELARSTWA I SZACHÓW // MĘŻCZYŹNI TEŻ MAJĄ UCZUCIA. CZUJĄ NA PRZYKŁAD GŁÓD.
Swoim imieniem wyprzedził środek do impregnacji drewna, znany nam doskonale w XXI wieku, o dobre trzydzieści lat. Oczywiście, sam Vidar nie ma prawa tego wiedzieć, ale gdyby wiedział, byłoby to niewątpliwie jego największe dokonanie życiowe, powód do dumy i pysznienia się przed innymi, których imieniem nie nazwano środka do impregnacji drewna. Swoją drogą, drewno dobrze się mu kojarzy, głównie z quidditchem, którego jest wielkim pasjonatem. Lubi, niczym Sokrates swoich czasów, znienacka zagadywać do przypadkowych ludzi z jakąś egzystencjalną kwestią ("W lidze australijskiej kibicujesz Papugom z Moutohory czy Wojownikom z Woollongong?"). Człowiek, którego wszyscy znają, ale on nie zna nikogo, bo nie ma pamięci do twarzy. Wiecznie głodny, a za największy plus przydzielenia do Hufflepuffu uważa lokalizację puchońskiego lokum, vis-a-vis kuchni. Ma tendencje do nadawania imion rzeczom oraz posiada wymyślonego przyjaciela (bo nikt normalny nie chce się z nim zadawać).
__________________________________
Ben bez swojej Jo nie miał prawa egzystować. 
 Justus Eisfeld z ładną fryzurą | Vidaron | gg - 49781502 | wątek z sowiarnią albo inny, ktoś, coś?

10 października 2014

Środa jest zielona i ma miętowy posmak.

Grace Tatler 
dom: Ravenclaw, VII; półkrwi
 14 cali, wiśnia, włos z głowy wili, giętka  
bogin: porcelanowe lalki; patronus: osioł
Grace to istota niezwykle interesująca, chociaż nie należy do tych co lubią się wychylać i być w centrum uwagi, więc mało osób miało okazję ją poznać i zagłębić się w jej niezwykłości. Wygląda na straszną zołzę, ale tak naprawdę jest ciepłą i otwartą duszyczką, która tylko czasem mruży oczy w taki sposób, jakby chciała kogoś zamordować. Uwielbia swoje piegi, które rozsiane są po całej twarzy i szyi, jak jej się nudzi to staje przed lustrem i liczy plamki aby zabić wolno-płynący czas.
Artystka zamknięta we własnym świecie pełnym cudownych wyobrażeń i urojeń. Synestka.

Synestezja - stan lub zdolność, w której doświadczenia jednego zmysłu wywołują również doświadczenia charakterystyczne dla innych zmysłów.

Zapewne nikt z was nie zastanawiał się, jak wygląda zapach ostrej papryczki chili, albo jaki kolor ma A-dur. No w sumie nic dziwnego, bo po co to komuś, ale Grace widzi, że pewne dźwięki są w odcieniach zieleni a zapach mięty wygląda jak płatki śniegu. Dziewczyna ubiera się na czarno, bo ten kolor jest cieplejszy niż biały. Gdy trzyma w dłoni jabłko to w ustach czuje przyjemny słodko-kwaśny smak a gdy słyszy, jak ktoś szepcze to czuje na swojej skórze przyjemne mrowienie. Każda liczba i litera ma swój własny kolor, dzięki czemu Grace łatwo zapamiętuje daty i ciekawe, książkowe cytaty.

|| 26.07.1960 || Artystka, która nie rozstaje się ze szkicownikiem || Miłośniczka kawy i czekolady || Chce spróbować wszystkiego || OPCM, Transmutacja, Zielarstwo, Eliksiry, ONMS, Zaklęcia || Udaje, że zna się na wszystkim i zawsze ma rację || Temperamentna, empatyczna, uparta do granic możliwości, ambitna, odważna i wierna swoim własnym ideałom || Uwielbia spędzać czas w sowiarni, na błoniach, na schodach i w bibliotece || Fanka quidditcha, chociaż sama grać nie potrafi a bardzo chciałaby się nauczyć || Metr siedemdziesiąt pięć nieśmiałości i pięćdziesiąt pięć kilogramów szczęścia, bo przecież świat jest piękny || Właścicielka Korka ||

____________________________________________
Mam nadzieję, że polubicie moją Grace. 
Wątki tak, chociaż brak czasu pozwala mi na ograniczoną ich liczbę.
Mistrzu gry, działaj :)


9 października 2014

Hello, hello

    Anybody out there?
    Cause I don't hear a sound
    Alone, alone
    I don't really know where the world is
    But I miss it now
    — Jason Walker, Echo

    Pół Holenderka, pół Brytyjka urodzona 14 kwietnia 1961 roku w Londynie. Zamknięta we własnej rzeczywistości, abstrakcji, która raz za razem ciągnie ją w same centrum barw i kolorów. Swoją jedenastocalową różdżkę najchętniej zamieniłaby na ołówek, wiekowe mury Hogwartu na wielki, równie stary ogród zaopatrzony w najróżniejsze kwiaty, opasłe tomiszcze na szkicownik, zaś eseje na sfatygowany, służący jej od lat zeszyt, do którego od dawna dokleja kartki.

     Dobra wróżka, która nader wszystko przymyka oczy na złośliwe chochliki i (w teorii) trzyma się z daleko od kłopotów. Ładne opakowanie to tylko wyćwiczony przed lustrem wyimaginowany, wystawiony na pokaz zlepek iluzji. Nie jest ani szczęśliwą kończyną, ani melisą na skołatane nerwy. Manipulantka uwięziona w mocnym objęciu własnego kryminału, inspirowanego przez chory wybryk własnej wyobraźni. Całe życie w pogoni za niebanalną inspiracją, dwa lata spędzone na poszukiwaniu prawdy.

    Znika na wiele godzin. Zamyka się w swoim własnym, irracjonalnym świecie, w towarzystwie własnych myśli, w swoim dormitorium pogrążonym w ciszy i półmroku, po uszy zakopana w własnej pościeli. Dla zagłuszenia własnych wyrzutów sumienia spotkać ją można na zielarstwie, eliksirach, zaklęciach, astronomii, transmutacji i numerologii.

    Paranoiczka i alergiczka w jednym. Uczulona na ludzki dotyk. Miłośniczka cytryny i gorzkiej czekolady, ale łączenie obu tych przysmaków sprawia, że do gardła podchodzą jej treści żołądkowe. Maniaczka nocnych spacerów po cmentarzach, wieńców i wiązanek pogrzebowych, igrania z ogniem, zagadek kryminalnych i kwiatów dzikiej róży.

    Chuchro, oszczędzające na niemalże wszystkim (za wyjątkiem atramentu i pięknych piór), zwłaszcza na jedzeniu i swoim zdrowiu, które od zawsze bawiło się z nią w chowanego.

    Metr siedemdziesiąt ekscentryczności o bladej cerze kontrastującej z czarnymi, kręconymi włosami. Piwne, podkrążone oczy, lekko zadarty nos i wachlarz długich rzęs. Kościste palce i zimne dłonie. Czarownica, taka pół na pół, bo ojciec jest czarodziejem, matka zaś nie przejawia żadnych skłonności magicznych. Osierocona siostra po utracie najukochańszego brata, dobrze rokującego na przyszłości aurora. Dziedziczka sieci domów pogrzebowych, której demony przeszłości depczą boleśnie po piętach.

    Iris, mała Iris, rozpieszczona córeczka obrzydliwie bogatego tatusia, która nigdy nie wydostała się z krainy dziecięcych urojeń, która zawsze szukała ucieczki od problemów w garści kolorowych tabletek.
„Pot­rzeb­ne jej było nie mo­je ra­mię, a ja­kiekol­wiek ra­mię. Pot­rze­bowała nie me­go ciepła, a ciepła dru­giego człowieka. Poczułem się win­ny, że ja to tyl­ko ja.” — Murakami Haruki
IRIS ECHOLS
Szesnaście wiosen na karku, Krukonka
Dom w Carlisle, w sąsiedztwie cmentarz
 Klub Gargulkowy, Magia niewerbalna


_________
Witam. Debiutuję z postacią żeńską na grupowcach i mam tremę.
Wątkom mówię notoryczne „tak”. Zdjęcie z weheartit.
Do działa, Mistrzu Gry!

8 października 2014

Cześć, mogę Cię zjeść?

Skyler Sky Westbroock
 VI || Hufflepuff 
Szkocja || Armadale,wyspa Skye || 13.01.1961
chyba mugolak

Metr siedemdziesiąt dziecięcej radości i naiwności, o szarozielonych oczach i brązowych włosach, które grzebienia nie widziały od trzeciej klasy. Koścista, blada i piegowata. Urodziła się w zimę i twierdzi, że dlatego wiecznie marznie. Jej mama jest bibliotekarką w miasteczku, więc wychowała się wśród książek. Żyją sobie we dwie, bo ojciec zostawił je zanim pojawiła się na świecie. 
Ciocia dobra rada. Jeśli masz problem – przyjdź, wyżal się, a z pewnością coś ci podpowie. No chyba, że trafisz na jej gorszy dzień, wtedy zamiast zwykłego „ja bym z nim porozmawiała’’ usłyszysz „zwiąż ją i rzuć centaurom na stratowanie”. Nie chciałabym jednak być na miejscu kogoś, kto ma z nią na pieńku. Nie potrafi kłamać, choć zmyśla fenomenalnie. Nigdy nie możesz być pewien czy informacja o płetwakach długowłosych jest prawdziwa czy nie.
Nieuleczalna romantyczka. Wizualizuje sobie idealne spotkania, wymarzonych książąt z bajki, a potem chodzi przygnębiona, że nic takiego jej nie spotkało. Bo choć nikt na razie nie zawrócił jej w głowie (no, poza tym mugolem, który w wakacje codziennie zagląda do biblioteki), to przyjaciół ma najlepszych na świecie – a na pewno tych poza Hogwartem.
Hojna i lojalna. Przynajmniej powinna taka być, bo posiada różdżkę wykonaną z gruszy, długą na 9 ½ cala, ze rdzeniem z pióra dirikraka. Nie poznała bogina, bo przed lekcją z nim tak się zestresowała, że cała zesztywniała i leżała do obiadu w Skrzydle Szpitalnym. Jej patronus to na razie srebrna mgiełka i przeczuwa, że tak pozostanie jeszcze długo.
W sumie to nieszkodliwa, chyba że jesteś na szóstym roku i uczęszczasz na zaklęcia lub transmutację. Wtedy radziłabym uważać, bo Skyler plus różdżka równa się wybite oko. Spotkasz ją też na eliksirach, zielarstwie, numerologii, historii magii lub astronomii.
Nie interesuje jej polityka, dlatego spytana co twierdzi o ostatniej napaści na mugoli zapyta ze zdziwieniem: „To ktoś napada na mugoli?”. Jest straszną kociarą i poza Johnem, którego co roku zabiera do szkoły, ma jeszcze dwa persy i jednego dachowca. Pod jej łóżkiem można znaleźć pudełko ze zdjęciami i słoik masła orzechowego oraz zeszyt pełen zmyślonych historii. Powinna nosić okulary, ale zamiast tego używa ich jako opaski do włosów, bo twierdzi, że w nich widzi jeszcze gorzej.
Gra w gargulki od pierwszej klasy, w szachy od czwartej i musi przyznać, że całkiem nieźle jej idzie. Nie to, co w quidditchu. Jeśli nikt jej nie zmusza, nie chodzi na mecze, bo uważa, że „miotły są do zamiatania, a tłuczki do robienia kotletów”. Poza tym, obserwuje nocą niebo, na dodatkowych zajęciach z wróżbiarstwa.
Ogólnie nie odnalazła się jeszcze w świecie magii, choć mówi, że bez niego nie potrafiłaby teraz żyć. Planuje zostać Uzdrowicielką, bo to podobno pożyteczny zawód. Poza tym, miło jej, gdy robi coś dla innych ludzi. Bawi się w wymyślanie nowych zaklęć, ale jak na razie skończyło się to podpaloną kotarą w dormitorium i osmalonymi brwiami.


zmyślony przyjaciel || spowiedź kłamczuchy || historie Skyler
_______________________
Kartę sponsorowali:
Astrid Berges-Frisbey,
google grafika,
Onomatopeja,
wikipedia
i szpital św. Munga.
Nie zjedzcie za brak Jo i Lucka. 
Szukamy kogoś do konfliktu, kogoś do friendzone'a, kogoś do szalonych eskapad, kogoś dla cioci dobrej rady, kogoś do sprawiania kłopotów i kogoś, kto zechce wciągnąć nas w politykę. 
Mamy braciszka, bestfrienda, byłą przyjaciółkę, ciocię dobrą radę dla cioci dobrej rady, intersującego rozmówcę, ciekawskiego rozmówcę, przyjaciółkę i chyba intryganta.
O, właśnie, lubimy Mistrza Gry.
kontakt: 49783915 

IAN BLAKE
05. 05. 1960
12. 11. 1977

R.I.P